Translate

czwartek, 1 czerwca 2017

Rozdział 11: Aisira

Aisira zostawiła Linli w towarzystwie Heili i ruszyła w stronę stołu przywódców.  Był tam Covi, który  zajmował się wszystkimi burdelami i hazardem w mieście i Raski do ktorego nalezało zajmowanie się nielegalnym handlem i złodziejstwem. Dziwki które przy nich siedziały natychmiast przesiadły się do innego stolika. Raski usmiechnął się do niej. Miał surowy wygląd, czarne, krótko przycięte włosy i dużą bliznę przecinającą mu oko. Doskonale wiedziała że pod ubraniem chowa wiecej blizn. Nigdy nie pozwalał jej wyleczyć ran na tyle żeby nie zostały blizny. Traktował je jako trofea. Jego czarny ogon był lekko zakrzywiony na końcu przez źle zrośnięte w dzieciństwie złamanie. Covi był jego zupełnym przeciwieństwem. Miał długie za ramię blond włosy i skórę bez żadnych skaz. Jego uszy i ogon były w kolorze jasnego brązu i Aisira słyszała że szukał sposobu żeby je bardziej rozjaśnić. Spojrzał z zamyśleniem na jej strój.

- Zawiodłem się Ais. Myślałem że przyjdziesz w tym swoim…niezwykłym stroju. Nawet moje dziewczynki tak się nie noszą…

Raski mocnym szturchnięciem uciszył Coviego. Ten mu się odwdzięczył wkurzonym spojrzeniem.

-Ja tylko mówiłem o ubraniu. To że czasem się z tobą prześpi nie znaczy że musisz bawić się w jej rycerza.

Raski wyszczerzył zęby w uśmiech.

-Mówisz tak tylko dlatego że jesteś zazdrosny że z tobą nie chce się przespać.

Aisira westchnęła. Tych dwóch i Heili znała od dzieciństwa i byli jedynymi osobami ktorych strata by ją zabolała. Byli jej przyjaciółmi chociaż bała się ich tak nazywać. W strachu przed utratą bliskich powoli się od nich odcinała jednak oni nie chcieli jej na to pozwolić. Czasem bez zapowiedzi odwiedzali ją w chatce lub łapali w drodze powrotnej do domu.

-Nie przyszłam do was z powodu ubrań ani tego z kim sypiam więc dajcie spokój.

Obeszła stół żeby usiąść ponieważ przy stole była ławka tylko po jednej stronie. Nim zdążyła usiąść Raski pociągnął ją za rękę tak że wylądowała na jego kolanach.

-Stęskniłem się za tobą Ais. Nie wiedziałem cię chyba od miesiąca.

Aisira spojrzała na usmiechniętego Raskiego i powaznego Coviego.

-Jak to możliwe że ty który codziennie się bijesz jesteś zawsze usmiechniety a ty który co noc masz w łóżku inną kobietę wręcz przeciwnie.

Covi napił się piwa. Nigdy nie przepadał za wódką.

-Jakbyś się kiedyś zdecydowała odwiedzić  moje łóżko może zobaczyłabyś mój uśmiech.

Aisira sięgnęła po kubek Raskiego z wódką i trochę upiła. Napój przyjemnie zapiekł ją w gardle.

-Będę o tym pamiętać. Może kiedyś skorzystam.

Blondyn zaskoczny podniósł brew.

-To może dzisiaj?

Dziewczyna pokręciła głową starając się ignorować Raskiego który zaczął ciągnąć ją za jej duże uszy.

-Nie ma mowy. Mam gościa.

Raski zamarł, natomiast Covi zaczął się śmiać.

-Znalazłaś sobie w końcu faceta! Silny jest? Jak wygląda?

-Po pierwsze to nie mój facet. Myślę że jest silny chociaż nie wiem jak bardzo. Niezwykłe w jego wyglądziema jest to że ma wilcze uszy.

Na chwilę zapadła cisza. Pierwszy odezwał się Raski lecz wydawał się spiety.

-Więc jest odmieńcem tak jak ty?

Aisira zastanowiła się chwilę. Nie może przecież powiedzieć że to nais bo jej nie uwierzą.

-Można tak powiedzieć. Ale nie przyszłam tu żeby o tym mówić. Słyszeliście coś o nowych szczurach w mieście? Zaniedbani? W łachmanach?

-Łowcy niewolników. Słyszałem że uciekł im ostatni ładunek, a bandyci po drodze zabrali resztę. Szukają łatwych zdobyczy.

Covi jak zwykle o wszystkim wiedział. Jego dziewczęta z łatwością wyciągały informacje od swoich klientów.

-Kilku chciało włamać mi się do domu,  jeden wkurzał przy bramie a kolejni napadli na Linli...

Wskazała na blondynkę przy barze.

- To człowiek.

Covi wydawał się zaskoczony. Aisira się zaśmiała.

- Gratuluję spostrzegawczości.

Covi zmarszył brwi.

- Ty nie lubisz ludzi.

Aisira wzruszyła ramionami.

- Owszem, nie lubię. Można powiedzieć że właśnie robię za niańke. Była na spalonym rynku i nie wiedziała jak wrócić. Wydaje się miła i chyba ją nawet lubię.

Raski położył głowę na jej ramieniu.

-Czyżby zaczęły cię interesować dziewczyny?

Aisira uderzyła chłopaka łokciem w brzuch.

-Co do cholery jest z wami nie tak. Jeszcze rozumiem jakby Covi mówił takie brednie ale ty?

Raski spojrzał w bok natomiast Covi śmiał się w najlepsze.

-Czyli robimy czystkę tak?

Dziewczyna kiwneła głową.

- Wystarczy nam arena i targ niewolników. Nie możemy pozwolić żeby te szczury się tu kręciły. Mogą sobie łapać na drogach ale stolica ma być wolna od tego ścierwa.

Obaj rozumieli jej uczucia. Wszystkie inri nienawidziły niewolnictwa, a oni w szczególności. Gdy byli dziećmi ludzie którym ufali chcieli ich sprzedać na niewolników. To byli pierwsi ludzie których cała trójka zabiła. Od tego czasu gdy w stolicy pojawiali się  nielegalni handlarze niewolników pozbywali się ich.

- Jak bardzo irytujące gryzonie nam się trafiły?

Aisira zastanowiła się chwilę.

- Nazwali mnie dziwką.

Obaj mężczyźni się zasmiali. Aisira dawno nie widziała Coviego w tak dobrym humorze.

- Biedaki. Już wydali na siebie wyrok. Dziwię się że od razu ich nie zabiłaś.

Dziewczyna wywróciła oczami.

- Nie róbcie ze mnie potwora. Przecież nie zabijam kogo popadnie jak wy. Może już mnie nie odczuwam bólu przy zabijaniu ale to nadal nieprzyjemne uczucie.

Mężczyźni westchnęli. Najwidoczniej postanowili przestać jej dokuczać. Raski próbując zwrócić jej uwagę zaczął bawić się jej włosami.

- Tak, tak. Nasza mała księżniczka nie lubi być obrażana.

Dziewczyna odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem.

- Nazwij mnie jeszcze raz księżniczką a cię wykastruje.

Raski z uśmiechem wykorzystał okazję i ją pocałował. Covi westchnął.

- Księżniczka to dla ciebie chyba gorsza obelga niż dziwka. Najlepiej zaszyć się w lesie z dala od tej parszywej rodziny królewskiej.

Dziewczyna oderwała się od Raskiego i spiorónowała go wzrokiem. Mężczyzna nic sobie z tego nie robiąc podniósł dziewczynę i posadził na swoim miejscu, a sam stanął z drugiej strony stołu.

- Więc bawimy się dzisiaj w czystkę. Pójdę zebrać paru ludzi. Spotkamy się gdy zapadnie zmrok przy południowej bramie.

Czarnowłosy wyszedł z baru z szerokim uśmiechem.

-Mogłabyś przestać go męczyć i dać mu szanse. Wszyscy wiedzą że mu na tobie zależy. Założę się że przed pojsciem z tobą do łóżka modli sie żebyś zaszła w ciążę i w końcu była jego kobietą.

Aisira prychnęła i wypiła resztę wódki.

-Dobrze wiesz że planuję wyjechać z tego kraju dlatego z nikim nie chcę się wiązać. On też o tym wie. Może życie jest krótkie ale on codziennie igra ze śmiercią. Nie potrafiłabym żyć z kimś takim.

W tym momencie usłyszeli huk. Aisira spojrzała w stronę z którego dobiegał i przklnęła. Linli leżała nie przytomna na ziemi.

-Covi. Muszę cie prosić o przysługę. Możesz ją u siebie przenocować? Obiecałam że ją odprowadzę ale nie wiem gdzie mieszka.

Chłopak kiwnął głową na dwie dziewczyny pod ścianą i pokazał na Linli.

-Tylko ma mieć wszystko przy sobie. Zadna moneta ma  nie zniknąć.

-W porządku.

Aisira spojrzała na niego z podejrzliścią.

-Co chcesz w zamian?

-Po prostu weź udział w czystce. To wystarczy.Wszyscy czują się pewniej gdy jest w pobliżu tak dobry uzdrowiciel jak ty. W dodatku dawno nie robiliśmy nic wspólnie.

Aisira wzruszyła ramionami ale w głębi serca się cieszyła. Ludzie nie ufali jej umiejętnością ale inri ze stolicy cenili ją ponad wszystkich obecnych w mieście uzdrowicieli. Nie wiedziała czy naprawdę jest taka dobra ale cieszyła się że ktoś ją doceniał. I tak planowała brać udział w czystce więc nie widziała żadnego problemu.

-A przy okazji,  ładny tatuaż.

-Tatuaż?

-Ten na twojej ręce.

Dziewczyna spojrzała na ręke i nie mogła uwierzyć. Na prawym nadgarstku znajdował się jakby tatułaż w kształcie płatka śniegu i półksiężyca. Dokładnie taki jak w jej śnie.

- To niemożliwe..

Covi spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.

-Upiłaś się Ais i nie wiesz kto to ci to zrobił?

Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. To przecież było niemożliwe żeby znak który zrobił jej Cerion we śnie pojawił się w prawdziwym życiu.

-Nie wiem….

Covi westchnął zawiedziony.

-Szkoda. Piękna robota. Sam bym sobie coś takiego zrobił.

Aisira dalej zmieszana patrzyła jak chłopak jedną ręką łapie Diera za kark a drugą przerzuca sobie Linli przez ramię. W tym momencie dziewczyna się ocknęła. Otępiona przez alkohol zaczęła uderzać chłopaka w plecy i krzyczeć.

-Puszczaj mnie! Puszczaj! Mój brat cię zabije!

Dier zaczął się szamotać próbując ugryźć Coviego w rękę. Chłopak już chciał puścić dziewczynę gdy nagle stało się coś dziwnego. Z pomiędzy szczelin kamiennej podłogi zaczęły wyrastać kolczate plącza które szybko oplatały mu nogi kierując się wyżej.

-Co do cholery?!

Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem jak roślina oplata mu szyję. Dopiero gdy chłopak zaczął się dusić Aisira ocknęła się z otępienia. Jednak zanim cokolwiek zdążyła zrobić koło Linli pojawił się białowłosy grajek. Aisira go rozpoznała. To był Rielth którego spotkała przy bramie. Jednym szybkim ruchem uderzył Linli w kark pozbawiając ją ponownie przytomności. Roślina zatrzymała się. Aisira podeszła i wyciągnęła nóż który Covi chował pod bluzką i zaczęła przecinać plącza.

-A  mowiła mi że nie ma żadnej sari.

Covi prychnął. Dalej trzymał dziewczynę i zwierzaka ale patrzył na nich jakby chciał skręcić obydwojgu karki.

-Pewnie że nie ma. Zwyczajnie jakiejś roślinie bez powodu zachciało się mnie zabić. To zupełnie normalne.

Aisira się zaśmiała i przyłożyła rękę do poranionej szyi chłopaka. Na jej i jego skórze pojawiły się skomplikowane znaki. Covi się skrzywił. Każdy w pomieszczeniu odwrócił wzrok. Patrzenie na symbole uzdrowiciela było jak patrzenie w oczy śmierci. Każdy pragnął uniknąć tego nieprzyjemnego uczucia.

-Nie narzekaj, przynajmniej uzdrowiciela masz za darmo.

Przywódca milczał więc dziewczyna zwróciła się do stojącego obok Rieltha.

-Więc jesteś również grajkiem?

Chłopak wzruszył ramionami z zainteresowaniem patrząc jak dziewczyna uzdrawia Coviego. To że symbole nie sprawiły że chciał odwrócić wzrok znaczyło że w swoim życiu zabił już wiele osób. Aisira mimo wszystko uśmiechneła się.

-Chciałbyś ze mną występować?

Pomimo że była wcześniej zajęta rozmową, słyszała jak gra i była pod wrażeniem. Chłopak się uśmiechnął.

-Skłamałem ci przy bramie. Tak naprawdę kogoś szukam. Ale dopóki go nie znznajde mogę z tobą występować. I tak jestem ci winny przysługę.

Aisira skończyła leczyć Coviego. Jego rany były małe dlatego nie zajęło to zbyt dużo czasu.Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny po czym wyszedł a za nim dwie dziwki próbujące za wszelką cenę uniknąć spojrzenia białowłosej.

- Spróbowałam pilnować twojego nowego zwierzaczka więc chyba należy mi się nagroda.

Aisira odwróciła się do uśmiechniętej Heili. Dziewczyna wykorzystując zamieszanie zbliżyła się niezauważona do białowłosej.

- W porządku. Co byś chciała?

Dziewczyna dzwoniąc dzwonkami we włosach złapała Aisire za rękę.

- Powróżyć. Jestem już lepsza niż kiedy ostatnio ci wróżyłam.

Nim Aisira zdążyła zareagować, Heili ugryzła ją w palec. Jej oczy natychmiast zaczęły świecić.

- Nim minie rok twe życie się zmieni. Złote korony otoczą cię w koło. Jedne będą przychylne, drugie zapragną cię zabić. Śmierć ofiaruje ci swój pocałunek, znacząc cię swym piętnem. Nie ufaj nigdy fałszywej zimie, ona cię zdradzi. Twa bestia cię wzywa. Nie porzucaj jej. Wybawienie i miłość odnajdziesz w niebie. Błękitny ogień jednak zapragnie cię dla siebie. Którą drogę wybierzesz? Przemyśl to dobrze. 

Oczy przestały jej się świecić. Heili z radością spojrzała na białowłosą.

- I jak? Powiedziałam tym razem coś przydatnego?

Aisira westchnęła i spojrzała współczująco.

- Wybacz. Większość to nadal brednie.

Heili zwiesiła głowę. Zawsze starała się poprawić swoje umiejętności ale nikt nigdy nie rozumiał jej przepowiedni. Aisirze zrobiło się jej żal.

- Ale przynajmniej wiem że w ciągu roku zmieni się moje życie. To już coś!

Heili uśmiechnęła się lekko i przytuliła dziewczynę.

- Dziękuję Ais. Jesteś naprawdę cudowna.

Brzęcząc dzwonkami wróciła do baru gdzie czekał na nią kolejny kubek wódki. Aisira odwróciła się do Rieltha.

- Występuje przy fontannie w dzielnicy Sasa. Ubierz się odpowiednio bo pieski są tam dość surowe.

Chłopak pokiwał głową a dziewczyna w końcu mogła wyjść z podziemnego baru. Gdy w końcu z powrotem była na ulicy słońce zbliżało się do horyzontu. Ruszyła szybkim krokiem w stronę południowej bramy. Miała nadzieję że zdąży jeszcze coś zjeść w chatce przed czystką. W bramie zatrzymał ją jeden ze strażników.

- Dowódca kazał ci przekazać że dzisiaj jest tresura więc lepiej żeby koty zostały w domu.

Widać było że nie ma pojęcia co znaczą słowa które mówił. Ale Aisira wiedziała. I przeklneła pod nosem. Freiser, dowódca straży na pewno będzie chciał od niej czegoś w zamianie. Jednak informacja była pomocna. Oznaczała że nowi rekruci będą dzisiaj z weteranami patrolować miasto. Czyli dwa razy więcej piesków niż zwykle. Muszą więc wywabić szczury za miasto. Kiwnęła głową strażnikowi i ruszyła dalej. Ledwie otworzyła drzwi chatki uderzył w nią cudowny zapach pieczonego mięsa. Nie wiedziała jakim cudem Arachowi udaje się zdobyć najlepsze okazy z lasu. Tym razem na talerzach znajdowały się Gihy. Tłuste ptaki posiadające dwie pary skrzydeł. Nais bez słowa wręczył jej talerz z ciepłym mięsem a ona z rozkoszą się w nie wgryzła. Było cudowne. Nie wiedziała czego użył żeby przyprawić ptaki ale ich smak wystarczał żeby uznała że mieszkanie z nais było świetnym pomysłem. Dopiero gdy skończyła jeść rozejrzała się po chatce. Arach przygotował swoje posłanie koło jej łóżka. Miękkie futro, poduszka i ciepły pled powinny mu na razie wystarczyć. Zimy w kraju Ogis nie były srogie, a zwłaszcza w stolicy którą od pustyni dzieliły tylko dwa księstwa. Zwróciła swoje spojrzenie na Aracha. Zdążył się już przebrać w nowe ubranie. Aisira odetchnęła z ulgą widząc że ma wilcze uszy i ogon. Wyglądał jak odmieniec ale już nie jak demon.

- Co to były za dzieci które przyniosły te rzeczy?

Wydawał się naprawdę zainteresowany.

- To moje kociaki. To znaczy sieroty z ulicy które dokarmiam.

Arach zmarszczył brwi.

- Czemu nazywasz ich kociakami? Dlatego że są inri?

Dziewczyna zamyśliła się. To określenie było dla wszystkich tak naturalne że nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała.

- W pewnym sensie tak. Na ulicach rządzą koty czyli inri. Żołnierzy nazywamy psami natomiast niechciane osoby takie jak na przykład nielegalni łowcy niewolników to szczury których czesto koty muszą się  pozbyć bo psy nie zwracają na to uwagę.

Arach wydawał się być czymś zaskoczony.

- Czyli w tym mieście są tylko ludzie i inri?

Dziewczyna kiwneła głową. Przecież w każdym mieście tak jest. Nie rozumiała zaskoczenia chłopaka.

- Gdzie są nais?

Tym razem to Aisira była zaskoczona. Czy on myślał że ludzie i inri żyją normalnie w mieście z demonami?

- Nie ma ich. A przynajmniej nigdy wcześniej ich nie widziałam. Jesteś pierwszym którego spotkałam. Wcześniej myślałam że nais są tylko postaciami z legend.

Chłopak wyglądał na zaskoczonego i zmartwionego.

- Który mamy rok?

Dziewczyna się zaśmiała.

- Nie wiem. Ta wiedza należy do ludzi i ich głupich ksiąg. Wiem tylko że przeminęło już wiele setek pełni odkąd ludzie zaczęli niewolić inri i minie następne wiele setek zanim przestaną to robić. Tak zawsze powtarzają stare kobiety w święto pełni.

- Święto pełni?

Dziewczyna pokiwała głową i rozmarzona spojrzała przez okno.

- W każdą pełnię miesiąca wszyscy mają wolne. Za dnia ludzie świętują uroczystość któregoś ze swoich dwunastu bogów. A wieczorem gdy oni zasną wszyscy inri z miasta spotykają się na wielkiej polanie w lesie aby śpiewem i tańcem podziękować bogu za to że pozwolił nam dożyć kolejnej pełni.

- Jaki to bóg?

- Nikt nie zna jego imienia. Ludzie nazwali swoich bogów, my nie. Bo nadając czemuś imię sprawiasz że należy to do ciebie. Bóg nie należy do nikogo.

Arach spojrzał na nią z podziwem.

- Jesteś inteligentna. Na początku sądziłem że jesteś idiotką.

Aisira z trudem powstrzymała się żeby go nie uderzyć powtarzając w głowie "Nie powinno się bić demonów".

- Cieszę się że nie uważasz już mnie za idiotkę. A teraz wybacz ale muszę iść zabić paru ludzi.

- Pomogę ci.

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.

- Chcesz pomóc mi zabić ludzi?

- Tak. Zaledwie wczoraj zabiłem kilkudziesięciu więc to nie problem.

Jedyne o czym Aisira była w stanie pomyśleć to że nais naprawdę są dziwni.

- Więc gdzie?

Nie zrozumiała o co mu chodzi.

- Nie rozumiem, co gdzie?

Chłopak podszedł do niej i złapał ją w talii.

- Gdzie mamy iść żeby zabić tych ludzi?

- Południowa brama.

Wskazała kierunek ręką. Nagle wszystko pociemniało. Przerażona przywarła do chłopaka który nie przejmował się że otacza ich nicość. Po paru sekundach ciemność zniknęła a oni stali przed bramą. Raski i Covi obok których się pojawili odskoczyli zaskoczeni. Arach rozejrzał się po otaczających ich inri.

- To nie są ludzie.

Aisira odsunęła się i spojrzała na niego zirytowana.

- Gratuluję spostrzegawczości! A teraz mi powiedz co to do cholery było?!

Nais uśmiechnął się widocznie zadowolony ze swoich umiejętności.

- To moja saria. Poruszanie się w przestrzeni.

Aisira nagle uśmiechnęła się wpadając na świetny pomysł.

- W takim razie możesz sprowadzić te szczury do lasu!

Nais wzruszył ramionami.

- Mogę. Mogę też ich od razu zabić...

Raski przerwał mu, zły z powodu że obcy  pojawił się z Aisirą w ramionach.

- A może w ogóle cię nie potrzebujemy?!

- Raski! Tak się składa że dzisiaj przyda nam się jego pomoc. Dzisiaj jest tresura.

Raski zły odwrócił wzrok nic już nie mówiąc. Natomiast Covi westchnął.

- Jakie to słodkie gdy stare psy uczą młode jak się szczeka i merda ogonem przed szlachtą.

Następnie zwrócił się do Aracha.

- Mógłbyś przenieść ich na wielką polanę w lesie? Zarośnięci, w łachmanach, możliwe że dodatkowo śmierdzą.

- Ale on nie wie gdzie to...

Arach przerwał jej patrząc z lekką wyższością na osoby w około.

- Wystarczy że Aisira będzie na polanie a ją znajdę.

Mówiąc to rozpłynął się w czarnym obłoku.

- Jaki on irytujący. Gdzieś ty go znalazła?

Raski nawet nie ukrywał swojej irytacji. Pozostali też nie byli zadowoleni. Aisira wzruszyła ramionami.

- Na podłodze mojego domu.

Ruszyła biegiem w stronę polany. Covi i Raski wraz z ośmioma obcymi jej inri ruszyli powoli za nią. Ledwie zatrzymała się na polanie z czarnych obłoków zaczęli pojawiać się ludzie. Było ich łącznie około dwudziestu.

- To wszyscy których znalazłem.

Nie zauważyła kiedy Arach pojawił się koło niej. Natychmiast stworzyła igły z lodu grubości dłoni i wysłała w stronę stojącego najbliżej od niej człowieka. Nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Zanim pojawiła się reszta inri zdążyła załatwić jeszcze trzech. Arach przez chwilę patrzył na nią otępiały lecz szybko się otrząsnął i zabił czarnym mieczem kolejnych pięciu. Aisira zastanawiała się gdzie on wcześniej chował ten miecz. Pozostałymi zajęli się Covi, Raski i towarzyszący im inri. Arach podszedł do dziewczyny z dziwnym spojrzeniem.

- Ty jesteś Luną!

- Co?!

Aisira popatrzyła na niego jakby oszalał.

- Władasz sarią lodu i jesteś uzdrowicielką?

Dziewczyna pokiwała głową. Nie miała pojęcia o co mu chodzi.

- Więc jesteś nową Luną! Przyszłą evos!

- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz!

Arach ukleknął przed nią na jedno kolano.

- Ja, Arach z rodu Lunsen, wielki książę królestwa Sedros, generał pierwszej kompanii gwardii królewskiej przyrzekam ci wierność, przyszła królowo Aisiro.

Aisira patrzyła na niego nie rozumiejąc jego zachowania. Nagle poczuła przeszywający ból w miejscu w którym był tatuaż na jej ręce. Ból robił się coraz silniejszy i rozchodził się po całym ciele. Upadła na ziemię zwijając się z bólu.

- Aisira!

Strata przytomności przyniosła jej ulgę. A przynajmniej przez chwilę mogła unosić się w kojącej nicości. Wyrwał ją z niej głos Ceriona

- Musimy porozmawiać...

czwartek, 18 maja 2017

Rozdział 10: Linli & Aisira


Aisira z zainteresowaniem przyglądała się kolejnym strojom pokazywanym przez sprzedawczynie. Poprosiła o coś praktycznego ale nie rzucającego się w oczy. Początkowo kobieta nie potraktowała jej poważnie i kazała jej wyjść. Zapewne uznała że skoro Aisira jest inri to nie ma pieniędzy. Wywiązała się z tego mała kłótnia. Zakończyło ją wejście Linli do sklepu. Kobieta widząc drogą biżuterię dziewczyny od razu z uśmiechem ją powitała. Lecz kiedy dziewczyna zapytała Aisire czy wybrała już coś ciekawego sprzedawczyni była przerażona. W jej rozumieniu dziwna inri była niewolnicą, w najlepszym wypadku służącą blondynki. Kobieta od razu pobiegła na zaplecze i przyniosła trzy piękne, bogato zdobione stroje. Aisira skrzywiła się.
- Przepraszam, ale prosiłam o coś praktycznego.
Kobieta szybko wymieniła stroje na bardziej odpowiednie. Dopiero teraz Aisira była zadowolona. Nie lubiła sklepów z gotowymi strojami ale tym razem nie miała wyboru. Jej "gość" nie mógł chodzić w łachmanach. Wybrała czarne skórzane spodnie i czarną lnianą bluzkę. Po chwili namysłu dorzuciła jeszcze czarną pelerynę. Sprzedawczyni się skrzywiła, widocznie według niej wybrały zbyt tanie rzeczy. Szybko zapłaciła i czym prędzej wyszła ze sklepu. Nienawidziła takich miejsc, sprzedawcy zawsze patrzyli z góry na inri. Lubiła ludzi z dzielnicy Sasa, oni ją szanowali jednak nie mogła sobie pozwolić na kupienie tych rzeczy u nich. Już i tak wydała swoje trzymiesięczne zarobki. Przed sklepem stała trójka jej kociaków, pozostałe już wysłała aby zanieśli do chatki kupione futro i pościel. Wręczyła dzieciom ubrania.
- Pamiętajcie, gdy dotrzecie na miejsce i duży zły wilk nie będzie chciał was wpuścić to powiedzcie mu moje imię i dajcie mu to.
Dzieci pokiwały głowami i szybko pobiegły w jedną z wąskich uliczek. Białowłosa jeszcze musiała iść w jedno miejsce zanim wróci do domu i spotka się z nais. Ruszyła wolnym krokiem w stronę uliczki prowadzącej w przeciwną stronę niż ta którą poszły dzieci gdy nagle poczuła dłoń na ramieniu.
- Masz może ochotę?
Linli wyciągała w jej stronę czystą chustkę z mięsnym ciastkiem. Dziewczyna od momentu wejścia do sklepu była tak cicha że Aisira zapomniała o jej obecności. Złotowłosa patrzyła na nią nieśmiało, a w jej oczach widać było nadzieję. Aisira przypomniała sobie że dziewczyna przychodząc na jej występy zawsze była sama i z nikim nie rozmawiała. Białowłosa westchnęła po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję ci bardzo, chętnie zjem.
Twarz dziewczyny momentalnie rozpromieniła się.
- Dlaczego zawsze jesteś sama?
Uśmiech Linli natychmiast zniknął a ona sama spojrzała w ziemię.
- Ponieważ jestem pomyłką.
Aisira prawie zakrztusiła się ciastkiem. Zaskoczona przyglądała się dziewczynie wciąż wpatrzonej w ziemię. To wszystko wydawało jej się dziwne. Nie miała wątpliwości że Linli jest szlachetnie urodzona, a ilość pieniędzy które ze sobą nosiła świadczył że dobrze im się powodzi. Jednak dziewczyna była zbyt pokorna i nieśmiała jak na swój status społeczny. I ta jej ciągła samotność. Żadna szlachcianka nigdy nie spacerowała sama po mieście próbując udawać nisko urodzoną.
- Dlaczego jesteś pomyłką? Nie wydajesz się być zdeformowana ani brzydka. A czy głupia to się dopiero okaże.
Linli zaśmiała się radośnie. Niektórzy mogliby uznać słowa Aisiry za obrazę jednak dziewczyna wydawała się szczęśliwa.
- Dużo osób uważa że jestem głupia chociaż przeczytałam więcej książek niż oni kiedykolwiek widzieli na oczy. Zam wszystkie rośliny które opisali w książkach i większość zwierząt. Jednak nie jestem zbyt dobra w kontaktach międzyludzkich. Początkowo nawet trochę bałam się ludzi mijanych na ulicach.
Dziewczyny szły powoli ulicą w stronę dzielnicy Alsur. Aisira zastanawiała się do jakiej rodziny należy Linli. Pasowała na córkę szlachty, zwanej szlachtą książęcą, która zarządzała regionami. Jednak nie przebywałaby tak długo w mieście. Może bękart? Niemożliwe. Chodziły by plotki o tak bogatym bękarcie.
- Kim tak naprawdę jesteś?
Linli zatrzymała się i z uśmiechem spojrzała na białowłosą.
- Kimś kto chce się z tobą zaprzyjaźnić!
Aisira była zaskoczona. Dla niej nie istniało coś takiego jak przyjaźń. Już nie. Byli tylko wspólnicy, osoby które mogły w każdej chwili zdradzić i po których stracie nie będzie cierpieć.
- Dlaczego? Przecież prawie mnie nie znasz.
Złotowłosa rozejrzała się po ludziach wokół.
- Tylko ty masz taką aurę jak ja...
- Aurę?
- Tak, inri mają czerwoną aurę, większość ludzi żółtą, chociaż niektórzy mają zieloną jak mój brat. Ty jesteś jedyną osobą którą spotkałam która tak jak ja ma fioletową aurę.
Aisira zaśmiała się.
- Nie rozumiem za bardzo tych aur ale czy możliwość widzenia ich nie jest twoją sarią?
Dziewczyna przestała się uśmiechać i ze smutkiem spojrzała w stronę z której szły.
- Nie, mój brat też to potrafi. A nawet jeśli to moja sari dla mojego ojca byłaby ona za słaba. Dla niego nie istnieje.
Białowłosa skrzywiła się. Mogła się nie odzywać. Teraz jej towarzyszka miała łzy w oczach. Westchnęła. Właśnie z tego powodu nie lubiła spoufalać się z ludźmi, to takie kłopotliwe.
- Lepiej żeby nie zastała nas tu noc. Chodźmy szybciej....przyjaciółko...
Linli przez chwilę patrzyła zaskoczona po czym uśmiechnęła się szeroko. Od tego momentu szły już w ciszy. Im bliżej były miejsce do którego Aisira chciała dotrzeć, tym Linli szła bliżej niej. Ze strachem ale z ciekawością obserwowała otaczających je ludzi. Były to kurtyzany, złodzieje, hazardziści i najemnicy. Większość osób była inri, tylko gdzieniegdzie widziała pojedynczych ludzi. Dopiero po chwili zauważyła że mijane osoby również się jej przyglądają, jednak z pewną nieufnością, a niektórzy nawet z wrogością. Gdy zauważyła w dłoniach niektórych broń złapała Aisire pod ramię. Dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona po czym rozejrzała się wokół.
- Nie bój się, nie zaatakują cię. Są po prostu zaciekawieni.
Nie przekonało to dziewczyny. Starała się patrzeć tylko w ziemię ale to nie pomagało. Czuła spojrzenia wszystkich skierowane w jej stronę. Nareszcie dotarły na miejsce. Budynek z zewnątrz przypominał karczmę ale drzwi były szczelnie zamknięte. Aisira zapukała, a gdy nie było reakcji kopnęła w drzwi. Po chwili usłyszały ze środka głos.
- Hasło.
Aisira jeszcze raz kopnęła w drzwi.
- Otwieraj albo odmrożę ci jaja!
Drzwi natychmiast się otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty mężczyzna z licznymi bliznami na twarzy.
- Aisira! Dawno cię tu nie było! Wszyscy się ucieszą na twój widok!
Aisira tylko westchnęła. Nawet nie pamiętała jego imienia.
- Jest Raski i Covi?
Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerze i wskazał na schody zmierzające w dół.
- Przywódcy piją w sali. Na pewno ucieszą się na twój widok.
Aisira ponownie westchnęła i ruszyła w stronę schodów. Linli zdążyła zrobić krok zanim wejście nie zagrodziła jej ręką mężczyzny.
- A ty tu czego chcesz? Myślisz że możesz sobie tu tak po prostu wejść?
Linli cofnęła się przestraszona o krok, a jej Dier zasyczał ostrzegawczo.
- Ona jest ze mną. Wpuść ją.
Mężczyzna zaskoczony uniósł brwi.
- Czyżby plotki że wolisz kobiety od mężczyzn były prawdziwe?
Oczy Aisiry zwęziły się a podłoga wokół niej pokryła się lodem.
- Jeszcze jeden taki głupi żart a naprawdę pozbędziesz się swoich jaj.
On tylko się zaśmiał ale na wszelki wypadek cofnął się do tyłu. Linli szybko podeszła do Aisiry, a jej Dier wrócił do swojej drzemki zakrywając głowę i obroże z bransoletki ogonem. Po kilku minutach schodzenia w dół dotarły do kolejnych drzwi z za których dochodziły uśmiechy i przekleństwa.
- Uważaj na ludzi w środku. Załatwię jedną sprawę i będziemy mogły wrócić.
Gdy weszły do środka towarzystwo na chwilę zamarło. Linli dzięki temu miała czas rozejrzeć się po Sali. Przy długich stołach siedzieli ludzie których zawsze starała się unikać. Najemnicy nawet na nią nie spojrzeli jednak dziwki i złodzieje obserwowali ją z zainteresowaniem. Aisira nie zwracając uwagi na towarzystwo ruszyła w stronę kobiety siedzącej przy barze.
- Heili! Mam do ciebie prośbę.
Kobieta o najdziwniejszych włosach jakie Linli kiedykolwiek widziała i oklapniętym jednym uchem odwróciła się do nich z wielkim uśmiechem.
- Aisira! Dawno cię tu nie widziałam! Co cię tu sprowadza?
- Interesy. Mogłabyś jej chwilę popilnować?
Mówiąc to wskazała na Linli. Heili obejrzała złotowłosą od stóp do głów po czym zamachała ogonem i wzruszyła ramionami.
- Pewnie. Kto to?
- Linli...moja...przyjaciółka.
Wydawało się jakby ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło. Heili nie skomentowała tego, wskazała tylko Linli aby usiadła koło niej podczas gdy Aisira skierowała się w stronę grupki ludzi siedzących przy najbardziej oddalonym stole. Linli nie mogła przestać przypatrywać się włosom dziewczyny. Przy nasadzie były blond, następnie przechodziły w brąz a na końcówkach były czarne. Dodatkowo dziewczyna związała je w masę małych warkoczyków na których końcach przywiązane były dzwoneczki.
- Napijesz się czegoś?
Linli kiwnęła głową i sięgnęła do ukrytej kieszeni w płaszczu. Czując na sobie badawcze spojrzenia zamiast złotej monety wyciągnęła srebrną. Heili zagwizdała z uznaniem na widok srebra.
- Widzę że ktoś miał tu udany dzień.
Linli tylko się uśmiechnęła ciesząc się w duchu że powstrzymała się od wyjęcia złota.
- Jerry! Dwa kubki tego co zwykle! I nie zapomnij o dolewkach!
Mężczyzna za barem nawet na nie spojrzał ale podniósł kciuk do góry dając do zrozumienia że się tym zajmie.
- No więc gadaj mi szybko jak to się stało że taka osoba jak ty zaprzyjaźniła się z naszą lodową przywódczynią!
Linli była lekko zakłopotana. Nie była przyzwyczajona do tego że ludzie, a tym bardziej inri chcą z nią rozmawiać.
- Właściwie sama nie wiem jak to się stało. Oczywiście chciałam się z nią zaprzyjaźnić. Chodziłam na jej występy. Ale chyba sama do końca nie wierzyłam że uda mi się z nią zaprzyjaźnić. Dzisiaj pierwszy raz tak naprawdę ze sobą rozmawiałyśmy.
Heili się roześmiała. Nie wyglądała na zaskoczoną.
- To zupełnie w jej stylu. Jest taka od dziecka. Niby jest blisko ciebie ale utrzymuje dystans. A od tamtej tragedii odcięła się prawie całkowicie.
Barman podał im dwa kubki z przeźroczystym płynem o dziwnym zapachu. Linli pierwszy raz widziała taki napój ale biorąc przykład z Heili wypiła od razu kubek. Zaczęła kaszleć gdy napój zaczął piec ją w gardle a do oczu napłynęły łzy.
- T..tru...trucizna?
Inri tylko się zaśmiała I wypiła kolejny kubek brzęcząc przy tym dzwoneczkami.
- Jaka trucizna! To przecież wódka! Pij, pij! Trzeba uczcić że Aisira w końcu kogoś nazywa przyjaciółką!
Mówiąc to podsunęła dziewczynie kolejny kubek a sama wzięła się za trzecim. Linli niepewnie przysunęła napój do ust i spojrzała na Aisire która mówiła coś ze złością do chłopaka z blizną przecinającą mu oko.
- Co to za tragedia?
Inri przestała pić i ze smutkiem spojrzała na napój.
- Pamiętasz gdy pięć lat temu król stłumił powstanie inri?
Dziewczyna pokiwała głową. Król był po tym wydarzeniu tak szczęśliwy że pozwolił jej zejść z wierzy i wziąć udział w balu maskowym wydanym z tej okazji. Co prawda nie rozmawiała z nikim aby nie zdradzić kim jest ale za to całą noc przetańczyła z Resem. Później oboje się śmiali z plotki o tym że zakochał się w tajemniczej dziewczynie i przetańczył z nią cały bal. Chciała też zatańczyć z Mirenem ale cały czas kręciła się koło niego jakaś ruda dziewczyna.
- Tamtego dnia zginęło wielu naszych przyjaciół. Inri bez których nie udałoby nam się przeżyć na ulicy. Aisira przeżyła to najgorzej. Mężczyzna który dowodził powstaniem był jej pierwszą i chyba jedyną miłością. A wiesz co król kazał z nim zrobić? Polecił żeby konie rozerwały jego ciało. Każdą jego kończynę powieszono nad bramami do miasta, a głowę przytwierdzono do bramy zamkowej. Nie wiem co się później stało z ciałem ale wtedy Aisira odsunęła się od nas. Porzuciła to miejsce i zaczęła występować na ulicy.
Linli z trudem powstrzymała łzy. Wspominała tamten czas z radością. Nie sądziła że ktoś tego dnia mógł tak cierpieć.
- Jestem taką egoistką...
Szybko wypiła wódkę i sięgnęła po kolejny kubek.
- Ten napój nie jest taki zły...
Heili spojrzała na nią z uśmiechem.
- Chcesz żebym ci powróżyła?
Linli powoli pokiwała głową. Miała uczucie jakby szumiało jej w głowie. Heili wzięła jej ręką i ugryzła ją w palec. Linli lekko pisnęła chociaż prawie ją to nie bolało. Inri zlizała krople krwi a jej oczy zaczęły świecić.
- Czeka cię trudne życie. Umrzesz, aby móc zacząć żyć jako prawdziwa ty, byś mogła uwolnić swe skrzydła. Ogarnie cię ciemność żebyś mogła ujrzeć prawdziwy świat. Będziesz musiała wybrać między rodziną a przyjaźnią. Jeśli wybierzesz źle, zniszczy cię eter. Jeśli dobrze, otoczy cię miłość oceanu.
Oczy Heili przestały świecić a ona sama uśmiechnęła się radośnie.
- Powiedziałam coś pomocnego? To moja sari. Potrafię czasem przewidzieć przyszłość ale nigdy nie wiem o czym mówiłam.
- Czemu wspomniałaś o oceanie?
Inri spojrzała na nią zaskoczona po czym wzruszyła ramionami.
- Nie wiem czym jest ocean, nigdy nie słuchałam bajek.
W tym momencie ktoś zaczął grać. Linli spojrzała w stronę z którego dochodziła muzyka. W koncie Sali na ziemi siedział białowłosy mężczyzna obok którego leżał wielki miecz. Był człowiekiem jednak otaczała go ta dziwna zielona aura. Mężczyzna grał na nieznanym jej, niezwykłym instrumencie w kształcie półksiężyca z licznymi strunami. Melodia którą grał była równie niesamowita. Niby skoczna ale z nutą melancholii. Linli wypiła kolejny kubek wsłuchując się w muzykę. Białowłosy mężczyzna przypatrywał się jej się jakby z nadzieją. Dlaczego? Nie miała siły nad tym myśleć. Zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Linli, w porządku?
Spojrzała na Heili lecz obraz jej się zamazywał.
- Piękna muzyka...
Kubek wypadł jej z dłoni i upadł na ziemię. Linli zemdlała.

Rozdział 9: Kerija


Pustka. Absolutna ciemność otaczała Kerije. Zewsząd słyszała szepty "Zabij ją, zabij ją". Dziewczyna zamknęła oczy, wpatrywanie się w pustkę przerażało ją.
- Kogo mam zabić?
Głosy ucichły, poza jednym.
- Powiedz, co myślisz o inri?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę. Przeszył ją dreszcz gdy poczuła coś na kształt dotyku na ramieniu ale nie otworzyła oczu. 
- Zawsze mi mówiono że to słabe istoty nadające się tylko na niewolników ale ja wiem że to nieprawda.
Przez chwilę panowała cisza po czym głos odezwał się wyraźnie zaciekawiony.
- A co według ciebie jest prawdą?
- To potwory! Wydają się słabą imitacją ludzi ale tak naprawdę to niemoralne bestie! Nic ich nie powstrzyma przed wykorzystaniem niewinnych do swoich celów.
Głos brzmiał teraz na zadowolonego. Widocznie niechęć Keriji do inri przypadła mu do gustu.
- Dobrze uważasz. Te zdradzieckie istoty są właśnie tym. Otwórz oczy dziecko.
Dziewczyna posłusznie otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą mężczyznę którego widziała przez okno. Nadal miał na sobie złotą zbroję która pomimo ciemności wokół mieniła się blaskiem. Jego krwistoczerwone włosy były krótko przycięte, a na głowie miał koronę z rubinami, identyczną jaką nosił aktualny król. Tak jak zauważyła wcześniej był bardzo podobny do Mirena lecz wyglądał na około trzydzieści sześć lat.
- Kim jesteś?
Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
- Jestem Amer, dwudziesty król królestwa Fear, władający ognistą sarią,  generał wojsk ludzkich w wielkiej wojnie z królem Leirasem i armią nais.
Kerija patrzyła na mężczyznę zaskoczona.
- Nigdy nie słyszałam o tym kraju, ani o wielkiej wojnie. A nais? Oni nie istnieją!
Amer pokręcił głową patrząc na nią współczująco.
- To zaklęcie naprawdę zadziałało....Posłuchaj, może będzie ci trudno w to uwierzyć ale nais istnieją. A wielka wojna z nimi zakończyła czasy nazywane przez was Erą Nocy. Pokazywałem ci tę wojnę w snach. Wszystkie królestwa, królowie, nawet miasta zostały zapomniane. Ludzie tworzyli wspólnoty na nowo, tak powstało pięć królestwa które znasz. Powiedz, jak długo trwa pokój na świecie? Nie licząc oczywiście tych nic nieznacznych potyczek między szlachtą.
- Trzysta lat...
- Widzisz więc, siedemset lat budowania na nowo, trzysta lat pokoju. Dobrze ci się tu żyje, prawda? Nie odpowiadaj, wiem że tak. A gdybym ci powiedział że jedna osoba może to wszystko zniszczyć? Tylko przez jedną osobę, na pozór nieistotną, cały świat który znasz rozpadnie się na kawałki.
Kerija poczuła że się trzęsie. Głos mężczyzny był złowieszczy, a oczy... wydawały się przeszywać ją na wylot.
- Kto? Kto to zniszczy?
Amer wystrzelił płomienie rozpraszając mrok. Ujrzała jak w zwierciadle inny świat. Bezkresna woda otaczała siedzącą na skale białowłosą inri. Wyglądała jakby śpiewała i...była dziwna. Widziała już inri. Mieli cienkie ogony i trochę kocie uszy. Ta jednak miała puszysty ogon i duże lisie uszy.
- Jest dziwna.
Amer uśmiechnął się na jej komentarz.
- Prawda? Takie dziwadło, a może tak zaszkodzić.
- Co ona zrobi?
- Przez nią topnieje lodowiec, co prawda powoli ale jednak.
Dziewczyna próbowała wymyślić co złego jest w zniknięciu lodowca ale nie miała pomysłu.
- Czy to źle?
Król popatrzył ze złością lecz nie na nią ale na białowłosą.
- W lodowcu zamknięci są nais. Demony nienawidzące ludzi i pragnące zdobyć Tesaros dla siebie. Mogą wyglądać jak ludzie, mogą wyglądać jak inri ale to potwory, potwory które ona sprowadzi.
- Więc co powinnam zrobić?
Amer uśmiechnął się.
- Aby ocalić ten świat przed zniszczeniami musisz ją zabić. Zabić ją i nais.
Kerija nie zdążyła odpowiedzieć. Przed nimi pojawił się mężczyzna zasłaniając tym samym obraz śpiewającej dziewczyny. Mężczyzna miał uszy dłuższe od ludzkich, a na głowie miał coś przypominające rogi. Jego oczy mieniły się na przemian złotem i granatem, a długie, proste, ciemne włosy otaczające jego twarz nadawały mu wyniosły wygląd. Amer cofnął się o krok widocznie przerażony.
- C..C..Cerion...
Obcy uśmiechnął się jak drapieżnik na widok swojej ofiary.
- Znalazłem głupca który śmie naruszać granice mojego królestwa. Przymykałem oko na twoją obecność w snach tej dziewczyny lecz przekroczyłeś granice. Nie możesz ingerować w sny tej która mnie wzywa.
Kerija nic nie rozumiała lecz Amer wyglądał na przerażonego.
- O...ona cię wzywa?
- Jej głos uwolnił mnie, przynajmniej częściowo, z więzienia które dla mnie stworzyliście. Poczekajcie tylko. Gdy będę całkowicie wolny naprawię błąd który popełniłem dawno temu i pozbędę się ludzi.
Mówiąc to, pstryknął palcami, a obraz inri zniknął.
- Od teraz ona jest moja. Spróbujcie mi ją zabrać jeśli potraficie.
Jego twarz przestała przypominać ludzką, rysy stały się bardziej zwierzęce, a kły wydłużyły się. Powolnym krokiem zbliżył się do Keriji. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić. Uciekać? Ale dokąd? Wokół tylko pustka. Cerion szybkim ruchem złapał Kerije za szyję i podniósł do góry dokładnie się jej przypatrując. Był silny, bardzo silny. Kerija czuła wielki ból gdy jego palce wpijały się w jej skórę.
- Nie jesteś brzydka. Jaki pech że będziesz musiała umrzeć. Ale rozumiesz mnie, prawda? Robactwa trzeba pozbywać się w całości bo inaczej znowu się namnoży...
Miecz świsnął miedzy nimi. Dziewczyna upadła z trudem łapiąc oddech. Cerion spojrzał na ranę na dłoni, a następnie na Amera trzymającego miecz. Zaczął się przeraźliwie śmiać. Dziewczyna trzęsąc się, zaczęła się cofać. Rana na dłoni ciemnowłosego zniknęła, a on złapał miecz króla i z łatwością złamał go w pół.
- Wy ludzie naprawdę jesteście głupi. Myślisz że możesz mnie zabić?
Nachylił się w stronę czerwonowłosego z drapieżnym uśmiechem.
- Zapamiętaj, mnie nie da się zabić. 

Nagle się skrzywił i przekrzywił głowę jakby nasłuchując.
- Przestała śpiewać....na mnie już czas.
Rozpłynął się równie niespodziewanie jak się pojawił. Amer odwrócił się i złapał podnoszącą się Kerije za ramiona.
- Musisz ją zabić, rozumiesz?! Musisz! Jeśli ona go uwolni on zabije wszystkich! Rozumiesz?!
Dziewczyna nie pewna do końca co się właśnie stało zapytała drżącym głosem.
- Kto to był? Czy to był nais?
Amer patrzył z nienawiścią na miejsce gdzie stał Cerion.
- Nie, jest czymś gorszym. To Evos! Najsilniejsza istota w Tesaros. Teraz jest zamknięty w lodowcu, lecz gdy się uwolni....To istny demon! Będzie pił krew ludzi i będzie jadł ich mięso! Musisz ją powstrzymać przed uwolnieniem go!
W ciemności pojawiały się obrazy tego co miało nadejść. Widziała rycerzy ginących w walce, dzieci pożerane  przez potwory, kobiety nabijanie na pale. Nad tym wszystkim znajdował się Cerion, siedział na dziwnej latającej istocie z trzema głowami. Śmiał się przerażająco zsyłają na ziemię deszcz czegoś co wyglądało jak gwiazdy, lecz gdy dotykały ziemi zmieniały się w obrzydliwe stwory bez oczu z wielkim szponami które rzucały się na ludzi rozszarpując ich na strzępy. Nagle koło Ceriona pojawiła się lisia inri na białym smoku. Kerija krzyknęła do niej.
- Dlaczego go uwolniłaś? Nie widzisz co on robi? Nie widzisz jak wszyscy cierpią?
Dziewczyna spojrzała na nią beznamiętnie.
- Nie wszyscy cierpią. Cierpią tylko nasi oprawcy, ludzie których przyjęliśmy, a którzy odpłacili się nam śmiercią i niewolą. A ty jesteś najgorsza z nich wszystkich!
Białowłosa wyciągnęła rękę, a w jej dłoni pojawiło się coś na kształt włóczni ale zrobionej z kryształu.
- Życie za życie.
Rzuciła. Broń leciała prosto w stronę Keriji. Dziewczyna krzyknęła gdy od śmierci dzieliło ją tylko kilka centymetrów i wtedy...
Kerija obudziła się z krzykiem. Kobieta siedząca za biurkiem podskoczyła przestraszona i podbiegła do łóżka na którym leżała dziewczyna.
- Wszystko w porządku dziecko?
Dziewczyna spojrzała na zupełnie obca kobietę.
- Kim pani jest?
Kobieta zaśmiała się delikatnie.
- No tak, przecież jesteś tu nowa. Jestem Feera, szkolna uzdrowicielka.
Kobieta była bardzo młoda, miała może z dwadzieścia pięć lat. Jej długie blond włosy zaplecione były w gruby warkocz opadający na prawe ramię, a czarne oczy patrzyły na nią łagodnie. W pomieszczeniu oprócz łóżka na którym była, było jeszcze pięć innych, biurko uzdrowicielki i parę szaf z dużą ilością buteleczek z podejrzanymi płynami. Dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć jak się tu znalazła.
- Co się stało?
Uzdrowicielka nie zdążyła odpowiedzieć bo odezwał się głos od strony drzwi.
- Przepraszam. To moja wina.
Kerija spojrzała w tamtą stronę. W drzwiach stał chłopak w jej wieku. Był rudy tak jak ona ale jego włosom bliżej było do pomarańczowego niż czerwieni. Jedno oko miał zielone a drugie brązowe i patrzył na nią ze skruchą. Kerija pomyślała że jest dziwny i natychmiast zmarszczyła brwi. Ta biała inri ze snu też była dziwna.
- Kim jesteś?
Chłopak zaczerwienił się jakby zawstydzony.
- Wybacz, nie przedstawiłem się, jestem Gelke, pierwszy rok, trzeci poziom. To zaszczyt cię poznać panienko Kerijo.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Znasz mnie?
Chłopak spuścił wzrok i pokręcił przecząco głową.
- Widziałem cię tylko parę razy na balach ale po wczorajszym wystąpieniu myślę że wszyscy w szkole już cię znają.
Kerija skrzywiła się, nie chciała wzbudzać zainteresowania swoją sarią chociaż wiedziała że i tak się to stanie. Jednak coś w wypowiedzi chłopaka jej nie pasowało. Tylko co? Nagle zrozumiała.
- Jak to wczorajszym? Przecież niedawno wyszliśmy z auli.
Chłopak nic nie odpowiedział jednak uzdrowicielka się wtrąciła.
- To było wczoraj dziecko. Uderzył cię spadający kamień i straciłaś przytomność. Miałaś poważny uraz głowy, przez dużą ilość krwi po uzdrowieniu musieliśmy zmienić ci ubranie, mam nadzieję że się nie gniewasz.
Dziewczyna dopiero teraz zauważyła że ma na sobie białą koszulę nocną zamiast mundurka. Chłopak odezwał się skruszonym głosem.
- To moja wina. Po przydziale poziomów tak jak większość poszedłem ćwiczyć swoją serię. Większość miejsc do ćwiczeń była zajęta więc poszedłem do ogrodu na dachu...
Kerija przerwała mu zaskoczona.
- Na dachu jest ogród?
Chłopak zmieszany pokiwał głową.
- Tak. Trzymają tam różne zwierzęta...ale nie o to chodzi! Potrafię kontrolować przedmioty. Straciłem panowanie nad unoszącym się w powietrzu kamieniem który spadł Tobie na głowę...dlatego.... chciałbym ci to jakoś wynagrodzić...tylko powiedz jak.
Kerija spojrzała w stronę okna. Słońce dopiero powoli wznosiło się nad horyzontem. Dziewczyna zwróciła twarz w stronę uzdrowicielki.
- Czy zaczęły się już poranne zajęcia?
Uzdrowicielka zmarszczyła brwi i chwilę się zastanawiała.
- Nie...myślę że została do nich jeszcze godzina. Teraz trwa apel na którym dyrektor mówi o tym jak głupio wczoraj zachowali się uczniowie z poziomem trzy, dwa i jeden i jakie niebezpieczne mogło mieć to skutki.
Kerija uśmiechnęła się. Nie chciała opuścić pierwszych zajęć. Nie była pewna czy ten sen był prawdą czy tylko to sobie wyobraziła ale nie mogła zapomnieć mocy jaką emanował Cerion. Jeszcze wczoraj czuła się silna ale zrozumiała że przy nim jest nikim. To było żałosne przyjść do szkoły dla chłopaka. Oczywiście nie miała porzucić zamiaru zbliżania się do Mirena ale zrozumiała że musi być silniejsza, silniejsza aby zabić lisią inri. Uśmiechnęła się szeroko do Gelkea.
- Jeśli zaprowadzisz mnie do mojego pokoju wybaczę ci że zrzuciłeś mi kamień na głowę.
Chłopak uśmiechnął się z ulgą.
- W porządku. W którym pokoju mieszkasz?
- Pokój 33, wschodnie skrzydło. Wiesz jak tam dość?
Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiech. Przypominał Keriji szczura. Postanowiła że będzie się od niego trzymać z daleka. Nie wiedziała jednak że w akademii jest gabinet uzdrowicielki więc nie było szans aby trafiła stąd do pokoju sama na czas. Dziewczyna spojrzała na uzdrowicielkę.
- Czy mogę już iść?
Kobieta zaśmiała się.
- Naprawdę myślałaś że każe ci iść w tej koszuli do pokoju? Mam tutaj przygotowany twój mundurek, świeżo wyprany i poskładany. Twoje współlokatorki przyniosły też torbę z książkami.
Kerija uśmiechnęła się szeroko natomiast uśmiech chłopaka zniknął.
- Jednak nie musisz mnie odprowadzać. Dziękuję za chęci ale możesz już wyjść.
- Ale...ale...
Chłopak zaczął się jąkać i wyglądał na nieszczęśliwego.
-...Naprawdę chciałbym ci się jakoś odpłacić.
Dziewczyna pokręciła głową.

- Nie, naprawdę nie trzeba.
- Ale ja....
Chłopak nie skończył mówić ponieważ uzdrowicielka lekko wypchnęła go na korytarz i zamknęła drzwi.
- Teraz możesz się w spokoju przebrać.
Kerija uśmiechnęła się z wdzięcznością. Szybko przebrała się i zaczęła rozczesywać włosy szczotką którą jej współlokatorki również schowały do torby. Spojrzała na zapisany na kartce zapewne przez Birne, plan zajęć. Pierwszą miała "Historia Tesaros", następnie "Różnicę między ludźmi, a inri", "Historia Dwunastu" i...."Lekcje jazdy konnej"! Żadna z tych lekcji nie mówiła o sari i raczej nie pomoże jej się wzmocnić ale Kerija kochała jazdę konną. Miała nawet przywiezionego do akademickich stajni swojego konia rasy Piosdr. Ludzie potocznie nazywali tą rasę konie błyskawice. Potrafiły gromadzić w rogu na głowie elektryczność z błyskawic, a następnie wykorzystywały ją do porażania przeciwników i szybszego poruszania się. Były świetne w walce jednak trudno było je złapać i często były nieposłuszne. Jednak Kerija uwielbiała swojego Piosdra, którego nazwała Satip. Akademia pozwalała na posiadanie własnych koni jednak większość które widziała były pospolitej rasy. Były tylko dwa Dramdry. Była to rasa "ognistych koni". Przypominały one połączenie jaszczurki i konia. Nie miały one sierści tylko gadzią skórę. Nie miały również grzywny tylko małe kolce które nagrzewały się wytwarzając płomienie dzięki czemu wyglądały jakby miały płomienną grzywę. Ogon miały gadzi z kolcami wytwarzającymi płomienie dzięki czemu ogon również wyglądał jakby był z płomieni. Kerija uznała że muszą one należeć do książąt ponieważ były one bardzo trudne do złapania i bardzo agresywne dlatego niewiele osób zadawało sobie trud zdobycia ich. Dodatkowo jeden z Dramdrów był naprawdę rzadki. Posiadał wielkie błoniaste skrzydła. Tylko zaledwie 5% osobników tej rasy posiadało skrzydła i Kerija zastanawiała się jak drogi musiał być. Dziewczyna szybko podniosła torbę i skierowała się do drzwi.
- Przepraszam, jak stąd dojdę do Sali 103?
Uzdrowicielka uśmiechnęła się i wyciągnęła z szafki małą kulkę która od razu zaczęła świecić. Kobieta wręczyła ją dziewczynie.
- Po prostu powiedz jej co chcesz znaleźć a ona cię tam zaprowadzi.
Kerija spojrzała z zainteresowaniem na kulkę. Nigdy nie słyszała o czymś takim. Zbliżyła kulkę do ust i szepnęła.
- Zaprowadź mnie do sali 103.

Kulka nagle zaczęła się unosić.
- Dziękuję pani za to.
Ledwie dziewczyna otworzyła drzwi kula wystrzeliła szybko do przodu. Kerija musiała biec żeby nie stracić jej z oczu. Na szczęście nie musiała biec długo. Po chwili kula zawisła przed drzwiami z wielkim numerem 103. Kiedy dziewczyna dotknęła drzwi kula wleciała do jej torby i przestała świecić.
- Dziwna rzecz.
Dziewczyna przyglądała się chwilę jej przewodniczce ale ta już się nie ruszała. Wzruszając ramionami weszła do sali. Na środku sali stał mężczyzna na oko około czterdziestoletni. Spojrzał na nią przelotnie.
- Najlepsze miejsca są z tyłu sali. Skoro jesteś pierwsza radzę ci je zająć.
Ławki były na podwyższeniu tak aby nikt nikomu nie zasłaniał. Były trzy rzędy po sześć osób w rzędzie. Kerija szybko zajęła miejsce na środku ostatniego rzędu i zajęła miejsca swoim współlokatorką. Czuła się trochę skrępowana siedząc w sali sama z nauczycielem który na dodatek ją ignorował przyglądając się jakiemuś kryształowi. Nie była pewna ile siedziała tak w ciszy ale odetchnęła z ulgą gdy do klasy wpadł roześmiany chłopak i szybko zajął trzy wolne miejsca koło niej. Następnie do sali wszedł spokojnie Miren a za nim trzy roześmiane dziewczyny nie odstępujące go na krok. Ich śmiech zamarł gdy chłopak zajął miejsce koło Keriji. Dziewczyny szybko zajęły miejsca przed Mirenen. Następne do klasy weszły współlokatorki Keriji. Uśmiechnęły się na jej widok. Enela chciała się odezwać się lecz na widok nauczyciela zamilkła i szybko zajęła miejsce. Weszło jeszcze czterech chłopaków, jeden zajął miejsce koło Mirena od razu położył głowę na stole ignorując wszystkich, pozostali trzej usiedli w drugim rzędzie. Nauczyciel westchnął.
- Nawet nie jest tak źle jak myślałem. Dobrze dzieciaki, jestem profesor Hylis. Jesteście najwyższą poziomem klasą w waszym roczniku. Nie będzie wyższych klas. Nawet gdy was poziom się podniesie nie zostaniecie przeniesieni. W przyszłości do klasy mogą dołączyć osoby których poziom podniesie się przynajmniej na poziom czwarty. Sala 103 jest waszą stałą salą więc na miejscach które wybraliście będzie siedzieć do końca roku. Po skończeniu lekcji nie opuszczacie tylko czekacie na kolejnego nauczyciela. Wyjątkiem jest tylko lekcja jazdy konnej i lekcja władania sarią. Oczywiście jeśli to będzie wasza ostatnia lekcja możecie opuścić salę. Waszym wychowawcą jest profesor Metris, będzie on uczył was władania sarią dlatego do niego macie zgłaszać się ze swoimi problemami.
Klasa milczała. Zdziwiły ich nie tyle słowa nauczyciela co sposób w jaki mówił. Brzmiał jakby miał już wszystkiego dosyć, a lekcja się dopiero zaczęła. Dodatkowo w ogóle nie spojrzała na uczniów tylko cały czas wpatrywał się w kryształ w swojej dłoni.
- A teraz kto mi powie jak dzieli się historia naszego świata?
Birna od razu podniosła rękę. Widząc że nauczyciel w ogóle nie zwraca na to uwagi zaczęła mówić.
- Nasza historia dzieli się na dwie ery, Erę Nocy i Erę Świtu. Era Nocy jest pustym okresem o którym nie wiemy nic, natomiast Era Świtu dzieli się na okres budowy i okres harmonii zwany Czasami Dwunastu którzy...
- Dosyć!
Birna przestraszona zamilkła. Myślała że zaimponuje nauczycielowi swoją wiedzą, a on nagle stał się zły. Ale przynajmniej spojrzał na swoich uczniów.
- To nie jest lekcja o Dwunastu więc dlaczego zaczynasz o nich mówić? Czy nie potrafisz opowiedzieć niczego bez wspominania o nich?
Dziewczyna była zmieszana.
- Ale to przecież dzięki Dwunastu Bogom Tesaros jest wspaniałym krajem, gdyby nie oni nie wyszlibyśmy z okresu budowy i dalej trwały by wojny...
- Zamknij się!
Nauczyciel uderzył pięścią w stół. Mirem nachylił się w stronę Keriji.
- Powiedz jej że lepiej żeby już przestała mówić o bogach.
Dziewczyna była zaskoczona. Od dziecka jej mówiono jak ważna jest dwunastka bogów więc dlaczego Birna ma przestać o nich mówić?
- Ale dlaczego? Co złego w mówieniu o bogach?
Książę westchnął. Jako jedyny wydawał się nie był zaskoczony sytuacją w klasie.
- Brat mnie właśnie przed tym ostrzegał. Nasz nauczyciel przyjaźnił się kiedyś podobno z jakąś inri którą potem złożono w ofierze bogom. Od tamtego czasu denerwuje się gdy tylko ktoś wspomina o bogach.
Kerija złapała Birne za rękę i szybko pociągnęła ją w dół. Zaskoczona dziewczyna prawie upadła na ziemię.
- Co jest...
Kerija zasłoniła jej usta dłonią aby ją uciszyć. Nauczyciel chwilę się wpatrywał w nie złowrogim spojrzeniem po czym podrzucił kryształ który miał w dłoni. Kryształ zaczął się unosić i świecić podobnie jak kula którą dostała Kerija. Nagle nad uczniami pojawiła się pół przeźroczysta mapa Tesaros. Wszyscy zachwyceni głęboko westchnęli. Nikt wcześniej nie widział czegoś takiego.
- Tak wygląda teraz świat. Od północy lodowiec, a dookoła wszędzie nieprzebyte góry. Pięć wielkich królestw i jedna mała prowincja Senno przy lodowcu nie należąca do zadanego królestwa. Czy ktoś z was zastanawiał się co ukryte jest w lodowcu i dlaczego legendy mówią o wielkiej słonej wodzie? Dlaczego nie wiemy nic o Erze Nocy? Wielu z was pewnie myśli teraz że bez sensu zadaję te pytania, w końcu nikt nie znalazł na nie odpowiedzi od tysiąca lat. Ale czy zastanawialiście się skąd wzięły się metalowe góry w Królestwie Birs? Nie mogły powstać naturalnie. Albo to że ludzkość nie poczyniła żadnych postępów. Przykładem jest ten kryształ. Pewnie widzicie coś takiego po raz pierwszy. Stworzył go nasz dyrektor. Ten kryształ pobiera sarie i zmienia ją w zupełnie coś innego. Jednak o tym będziecie się uczyć na innych lekcjach. Teraz czas aby was ocenić.
Wszyscy spojrzeli na siebie zaskoczeni. Nikt nie spodziewał się testu na pierwszej lekcji. Kryształ zmienił kolor. Nie świeciło się już na biało tylko na czerwono, a niezwykła mapa zniknęła. Nauczyciel podrzucił kratki do góry które od razu zaczęły świecić się na czerwono i same poleciały do uczniów.
- A więc teraz macie czas do końca lekcji aby napisać co według was wydarzyło się w Erze Nocy i co znajduje się w lodowcu. Zaczynajcie.
Kerija wzięła pióro do ręki. Była tak samo jak inni zaskoczona zadaniem zleconym przez nauczyciela ale wiedziała co napisać. Napisała wszystko co powiedział jej Amer. O wojnie ludzi z nais, o tym że są zamknięci w lodowcu i o uwiezionym z nimi Cerionie. Ukradkiem widziała że dziewczyny z przodu piszą o trzynastym bogu śpiącym w lodowcu, ledwie powstrzymała się aby się nie zaśmiać. Lekcja minęła jej szybko. Kiedy skończyła pisać słowa Amera opisała wygląd jego i Ceriona. Dopiero kiedy kartka sama wyfrunęła jej z pod ręki zauważyła ile czasu minęło. Nauczyciel schował kartki do torby i bez słowa wyszedł. Enela natychmiast nachyliła się do Birny i Keriji.
- Strasznie dziwny jest ten nauczyciel! Jak można się denerwować tylko dlatego że ktoś wspomniał o bogach?
Kerija spojrzał kątem oka na księcia ale był zajęty rozmową z chłopakiem siedzącym koło niego.
- Książę powiedział że to dlatego że jakaś przyjaciółka inri nauczyciela została złożona w ofierze.
Enela prychnęła.
- Jak można się denerwować z takiego powodu. Przecież to zaszczyt dla inri służyć w ten sposób bogom.
Birna zmarszczyła brwi i z lekką irytującą spojrzała na księcia.
- Bardzo długo zbierałam informacje o wszystkich nauczycielach w szkole. Więc dlaczego on wie więcej ode mnie?
- Cisza!
Wszyscy wzdrygnęli się zaskoczeni. Nauczycielka pojawiła się jakby znikąd. Była bardzo stara, zmarszczki pokrywały chyba każdy centymetr jej ciała. Pomimo tego stała wyprostowana jak struna i mierzyła uczniów złowrogim spojrzeniem. Kerija nie pamiętała prawie nic z tej lekcji. Nauczycielka mówiła o różnicach zewnętrznych między ludźmi a inri. A przynajmniej tak jej się wydawało. Każde słowo nauczycielki wydawało jej się niezrozumiałe, a gdy jakieś wydawało jej się znajome od razu zapominała co znaczyło. Sądząc po minach pozostałych również nie wiedzieli co się dzieje. Następny nauczyciel pojawił się w momencie zniknięcia nauczycielki. Był to kapłan, dość fanatyczny. Dziewczyna nie była pewna ile może mieć lat ponieważ miał na głowie kaptur który zasłaniał mu całą twarz. Kapłan miał na sobie brązową togę. W zależności od pory roku kapłani nosili różne kolory swoich szat. Podczas wiosny były koloru zielonego, lata czerwonego, jesieni brązowego, a zimy białego. Nigdy nie zdejmowali z głów kapturów ale dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego. Kapłani nie posiadali imion więc Kerija zastanawiała się jak będą się do niego zwracać. Jego jednak to najwyraźniej nie obchodziło. Od razu zaczął mówić o bogach i kółko powtarzał jacy to oni są wspaniali. Kerija przespała tą lekcję. Na szczęście nic jej się nie śniło. Gdy kapłan zniknął obudziła ją Birna.
- Wstawaj! Skończył się już ten koszmarny wykład.
Kerija przetarła zaspane oczy. Rozejrzała się po klasie. Parę osób tak jak ona dopiero się wybudzało.

- Naprawdę zasnęłam? To straszne. A tak bardzo chciałam być dobrą uczennicą.
Enela zaśmiała się i złapała Kerije za rękę.
- Nie martw się! Prawie cała klasa zasnęła. I on nawet tego nie zauważył!
Kerija się zaśmiała. Spojrzała kątem oka na miejsce koło siebie. Miren ciągle tam był. Już chciała się odezwać kiedy poczuła dłoń na ramieniu. Spojrzała na stojącą już nad nią Birnę która kręciła głową. Nachyliła się do czerwonowłosej i wyszeptała.
- Masz dużo czasu. Nie rzucaj się na niego jak większość dziewczyn bo nie będziesz się niczym wyróżniać. Spróbuj powoli się do niego zbliżyć żeby go nie odstraszyć.
Kerij kiwnęła głową. Czarnowłosa miała rację. Szybko zabrała torbę i wyszła z koleżankami z klasy. Miały pół godziny na przygotowanie się do lekcji jazdy więc nie powinny marnować ani chwili.
- Ta szkoła jest inna niż sobie wyobrażałam. Nauczyciele są dziwni, a znając moje szczęście klasa będzie irytująca.
Birna narzekała przy każdym kroku. Enela natomiast uśmiechnięta skakała po kamieniach ustawionych na dziedzińcu.
- Może nie będzie tak źle? Może znajdziesz tu swojego ukochanego i będziecie żyli długo i szczęśliwie?
Birna prychnęła ale po chwili na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
- Masz całkowitą rację. Ja nawet wiem kto będzie twoim ukochanym. Jest przystojny, bogaty, jest na czwartym roku i.....jest inri!
- To wredne! On jest okropny, a ja próbuje być dla ciebie miła!
Enela wydęła obrażona wargi natomiast Birna zaczęła się głośno śmiać. Kerija ignorowała je obie próbując zapamiętać drogę z sali do pokoju. Dzięki skrótowi przez dziedziniec szybko dotarły do pokoju. Strój do jazdy konnej składał się z obcisłych skórzanych spodni, zwiewnej czerwonej bluzki i skórzanej kurtki. Do tego wysokie czarne buty. Kerija jak najszybciej przebrała się ze szkolnego mundurka i związała włosy w kucyk. Miała jeszcze sporo czasu ale wiedziała że im szybciej pójdzie do swojego niecierpliwego konia tym lepiej. Piosdry nie należały do cierpliwych stworzeń i jej ukochany koń na pewno został już znienawidzony przez stajennych.
- Biegnę już dziewczyny, mój Satip czeka.
Współlokatorki się tylko zaśmiały się kiedy zamykała za sobą drzwi. Pamiętała drogę do stajni więc dotarcie tam nie zajęło jej dużo czasu. Koń na jej widok zarżał radośnie.
- Witaj mój kochany, tęskniłeś?
Koń oczywiście nie odpowiedział lecz z dalszej części stajni usłyszała głos który już zdążyła znienawidzić.
- No proszę, a ja się zastanawiałem do kogo należy to irytujące stworzenie. Widzę że jaki jeździec taki koń.
Książę Res właśnie wyprowadzał z boksu skrzydlatego Dramdra. Koń o dziwo spokojnie szedł za złotowłosym bez żadnego sprzeciwu.
- Może i Piosdry są niecierpliwe ale za to są najszybsze!
Res podniósł brew z udawanym zaskoczeniem.
- Naprawdę? Więc co powiesz na wyścig?
Nim Kerija zdarzyła odpowiedzieć rozległ się pełen zachwytu głos profesora Jena którego poznała w dniu przyjazdu, a którego od razu nie zauważyła.
- Doskonale! To będzie świetna lekcja dla pozostałych! Nie tylko pokaże jak cudowna może być jazda ale również będzie można ujrzeć piękno tych dwóch ras. Poczekajcie chwilę, przygotuję tor przeszkód do wyścigów.
I jak szybko nauczyciel się pojawił równie szybko zniknął. Kerija zmierzyła Resa wrogim spojrzeniem.

- Przegrasz, Satip jest najszybszy.
Książę się zaśmiał i spojrzał na dziewczynę z politowaniem.
- Powinnaś się najpierw podszkolić zanim z kimkolwiek się zmierzysz, nowicjuszko.
W dziewczynie aż się zagotowało. Satip wyczuwając nastrój swojej pani zaczął niespokojnie chodzić po boksie.
- Pokonam cię! Zobaczysz!
Chłopak tylko wzruszył ramionami i poprowadził konia na plac. Dziewczyna szybko osiodłała konia i wyprowadziła go z boksu. Reszta klasy powoli zaczynała się schodzić. Piosdr stawał dęba za każdym razem gdy ktoś próbował się do niego zbliżyć. Kerija ostrożnie wyprowadziła go na plac. Res już siedział na Dremdrze i rozmawiał ze swoim bratem. Na jej widok nauczyciela uśmiechnął się szeroko.
- Słuchajcie drodzy uczniowie! Dzisiejsza lekcja zacznie się dość wyjątkowo, wyścigiem między uczennicą pierwszego roku na Piosdrze, a uczniem czwartego roku na Dremdrze. Ustawcie się proszę na linii startu.
Kerija szybko wsiadła i podjechała na wyznaczone miejsce. Trasa nie była zbyt trudna, tylko parę przeszkód do przeskoczenia. Gdy tylko nauczyciel dał sygnał startu jej koń wystrzelił jak błyskawica. Dziewczyna uśmiechnęła się, książę nie miał szans. Minęła jeden zakręt, potem drugi i trzeci. Zbliżała się do mety. Nagle przed nią wylądował Dremadr. Płomienie na jego ogonie zaledwie o parę centymetrów minęły skórę jej konia. Przestraszony Piosdr stanął dęba zrzucając dziewczynę. Gdy książę znalazł się na mecie dziewczyna z trudem podnosiła się z ziemi. Nie czuła prawej ręki, a ból w boku doprowadzał ją do szaleństwa. Res powoli podjechał do niej. Spodziewała się przeprosin lecz on tylko zmierzył ją wzrokiem.
- Za bardzo skupiasz się na swoim celu i nie dostrzegasz nic poza nim. To cię kiedyś zgubi. Twoja pewność siebie jest żałosna, uważaj żeby nie była przyczyną twojej śmierci.
Mówiąc to odjechał. Po chwili przybiegły do niej Birna i Enela.
- Wszystko w porządku? Jesteś ranna?
Kerija z trudem powstrzymywała łzy. Nie tylko czuła ból ale dodatkowo została upokorzona. A przecież miała wygrać! Nie mogła przegrać! Przed oczami stanął jej sen. Tak, nie może więcej przegrać. Musi wygrywać alby pokonać swoich wrogów, Resa i lisią inri. Ziemia wokół dziewczyny zaczęła płonąć.
- Dziewczyny...muszę wygrywać....muszę być silniejsza...aby móc ją zabić....
Dziewczyny spojrzały na siebie zaskoczone ale po chwili uśmiechnęły się.
- W porządku. Nie ważne co to będzie pomożemy ci. Musimy stać się najlepsze!
Całą sytuację oglądał z boku pomarańczowo włosy chłopak. Opuścił lekcję żeby móc ją zobaczyć. Kerija naprawdę mu się podobała, a gdy w końcu mógł jej pomóc ona go odrzuciła. Zacisnął dłonie w pięści. Kamienie wokół niego zaczęły się unosić.
- Zobaczysz! Będę silniejszy i zabiję tego który cię upokorzył! Będę silniejszy i cię zdobędę! Zrobię wszystko żeby cie mieć....